niedziela, 26 listopada 2017

Kazik is always a good idea - Powiśle





korzystając z pięknej listopadowej pogody, jedziemy przed siebie. docelowo Kazimierz, ale najpierw odkrywanie kolejnych smaczków okolicy. 

z Lublina kierujemy się na Poniatową, bo kto powiedział, że do Kazika jest tylko jedna słuszna droga ;) 

Powiśle jest bardzo niedocenionym obszarem Lubelszczyzny. na ogół ruch turystyczny skierowany jest na Roztocze, Polesie i Kazimierz. a szkoda, bo to malowniczy obszar położony w dolinie Wisły. 

jednym z ciekawych obiektów jest kaplica w Polanówce - niewielkiej wiosce w gminie Wilków. kaplica została wzniesiona w 1743 r. i przebudowana w 1838 r. z inicjatywy rodu Łabęckich. latem odbywają się tu nabożeństwa przypominające piknik, ponieważ msza odbywa się na świeżym powietrzu, a wierni słuchają Słowa Bożego z perspektywy koca. 






okolice Wilkowa to także królestwo szparagów, malowniczych sadów, a miejscami i chmielowych poletek. szparagowe grządki przypominają nieco połacie skrzypu, tylko w uprawnym, nie dzikim,  wydaniu.







kręcimy się nieco po okolicy, wjeżdżając w coraz węższe gminne dróżki. z Wilkowa planowaliśmy się przebić do Mięćmierza drogą, która niby na mapie istnieje, ale uprzejmy tubylec orzekł, żeby jednak nie ryzykować i jechać okrężną trasą, bo nasz bolid może temu nie podołać. 







zatem jakimś cudem, innymi polnymi drogami dojeżdżamy do Wiatraka, który jest jednym z punktów widokowych na Rezerwat Krowia Wyspa, a przy tym jest tak urokliwym miejscem, że można by spędzić tu więcej czasu. wiatrak jest własnością prywatną. można wejść na podwórko i położone przy nim punkty widokowe, pod warunkiem, że nie będzie się hałasować i zakłócać spokoju właścicielom. 









wiatrak-koźlak został zbudowany w 1911 r. w okolicach Bałtowa. staraniem obecnych właścicieli został przewieziony w 1975 r. na obecne miejsce, gdzie, wg XIX-wiecznej akwareli znajdował się podobny obiekt. 



spod wiatraka udajemy się do centrum Mięćmierza, gdzie pomiędzy gospodarstwami znajduje się ścieżka na wzgórze i punkt widokowy Albrechtówka. skąd ponownie podziwiać możemy panoramę na Wisłę, rezerwat i majestatycznie spoglądające w naszym kierunku ruiny Zamku w Janowcu. pogoda piękna, widoki urocze - czego chcieć więcej... ;)




z Mięćmierza, niezbyt dobrej jakości, ale utwardzoną drogą dojeżdżamy do Kazimierza. porzucamy Żabę na parkingu i idziemy w miasto. kazimierskie klasyki, czyli Mały Rynek z targiem staroci, Rynek z pamiątkami i tubylczym malarstwem. 





na dłużej zostajemy w Bajglu, jednej z najlepszych kazimierskich restauracji, serwującej kuchnię żydowską. zamawiamy czulent, który zgodnie z opisem jest tradycyjną potrawą szabatowa z długo duszonego mięsa wołowego, kaszy pęczak, ziemniaków, marchewki i fasoli w rosole z dodatkiem złocistej cebulki. trzeba przyznać, że było to smaczne i sycące. 

po jedzeniu koniecznie jeszcze spacer naszą ukochaną ulicą Krakowską, która zawsze wzbudza w nas zachwyt i sprawia, że czujemy się jak w jakimś górskim kurorcie. spacerując podziwiamy zachód słońca nad Wisłą i zmierzamy w kierunku parkingu. 











poniedziałek, 6 listopada 2017

Szlakiem Orlich Gniazd




jeden z najpiękniejszych październikowych weekendów spędziliśmy, przy okazji wesela Znajomych, w Jurze Krakowsko-Częstochowskiej. 

naszą wyprawę rozpoczęliśmy w piątkowe popołudnie, pakując się w Żabę i ruszając w trasę, by o 20.00 zameldować się w Zaborzu, w malowniczym ośrodku pośród lasu i lasu, i lasu... zainstalowaliśmy się w naszym domku i odpłynęliśmy w objęcia Morfeusza. 

sobotni poranek, zwarci i gotowi, z wielką chęcią napadnięcia na najbliższy sklep spożywczy tudzież piekarnię, wsiadamy do auta i ... i nic. raz, drugi, trzeci. akumulator kręci, elektryka śmiga, ale zapłonu brak. co, do cholery, się, dzieje?! obdzwoniliśmy pół rodziny i znajomych, z szerokim wachlarzem żabich dolegliwości, a może kuna, a może moduł, a akumulator, a filtr, a kabel, ogólne zmęczenie, żabi foch. albo rechot losu. jak kto woli. środek lasu. do wsi kawałek, w ośrodku żadnego faceta, a panie kucharki chochlą nie naprawią. może rower, żebym sobie chociaż do wsi podjechała w poszukiwaniu mechanika tudzież faceta, który mógłby coś pomóc. rowery są jak na porządny ośrodek przystało. tylko... bez powietrza. a pompkę to ma gdzieś manager, ale go aktualnie nie ma. 

skoro środek lasu - to i zasięgu do internetów niet. dobrze, że się gdzieś dało zadzwonić. ostatecznie po naradach decydujemy skorzystać z PZU Pomoc. miła pani na infolinii zgłoszenie przyjęła, z trudem odnalazła o jakie Zaborze chodzi. proszę czekać, do godziny będzie pomoc z holem. spoko, czekam. innej opcji nie mam. miałam opcję śniadania w okolicy i zwiedzania dwóch pobliskich rezerwatów. ale opcje jak w polityce, tak i życiu - się zmieniają. 

po 15 minutach dzwoni owa pani z infolinii, że zapomniała mnie poinformować, ale oni mają co do zasady umowy z warsztatami blacharskimi. i jeśli mnie ściągną do warsztatu, który nie będzie umiał pomóc to przewiozą w ramach pakietu do zaprzyjaźnionego, ale wtedy za naprawdę będę zobowiązana zapłacić. kawy nie trzeba. ciśnienie milion na dwieście. ale ok. poczekam. kolejny telefon od pana z warsztatu w Częstochowie, że wysyła mechanika z lawetą, ale takiego, co najpierw zajrzy, bo to prosty samochód, więc może coś na miejscu zaradzi. super. 

po godzinie zajechał pan, zajrzał pod maskę, coś pogrzebał, uśmiechnął się pod nosem, poszedł zadzwonić, po czym wraca i patrzy na moją blond czuprynę. niech pani spróbuje odpalić. puffffff, wrum wrum wrum... co pan zrobił?! - magiczne ręce. po chwili stwierdził, że dziwna sprawa, ale kabel wysokiego napięcia był odpięty. jeszcze uprzejmie dopytywał, czy aby na pewno sama sobie go nie odpięłam. no nie. może Myszor w nocy grasował.. obserwując bliżej żabie wnętrzności, dało się zauważyć dowody rzeczowe sprawcy. pogryzienia na gumach od kabli i futro na akumulatorze. kuna tudzież inny gryzoń... 

z uwagi na popołudniową porę, zamiast wycieczki rozpoczęliśmy przygotowania do wesela. 


niedzielny poranek, podczas gdy większość okolicy leczyła kaca - my ruszyliśmy w teren. nadrabiać zaległości z poprzedniego dnia. na pierwszy rzut - Rezerwat Sokole Góry i Góra Biakło zwana Małym Giewontem w Olsztynie k/Częstochowy.  spacer na górę jest lekki i przyjemny, a okoliczna panorama przy tak słonecznej pogodzie - przepiękna. ze szczytu Biakła widać ruiny zamku w Olsztynie, panoramę Częstochowy oraz urocze widoki na mieniące się odcieniami borda i czerwieni  wzgórza rezerwatu. 

















po spacerze, wracamy do ośrodka, spędzamy jeszcze czas z gośćmi i Młodą Parą i uciekamy w trasę. w planie jeszcze zamek w Bobolicach i może coś jeszcze. 

zawsze naszym marzeniem było wybrać się Szlakiem Orlich Gniazd. przepiękne zamki ulokowane na wzgórzach i skałach, niedostępne niczym orle gniazda. zamki i warownie wchodzące w skład szlaku zostały zbudowane za panowania Kazimierza Wielkiego, w celach warowno-obronnych. 

w trakcie tej wyprawy udaje nam się zobaczyć kilka z nich. 

na pierwszy rzut, ruiny zamku w Mirowie. początkowo zamek w Mirowie stanowił strażnicę zamku w Bobolicach. jednak został rozbudowany i stanowił niezależny kompleks obronny. obecnie sam zamek jest w trakcie rekonstrukcji i prac konserwatorskich. w planie jest odbudowanie części budowli i udostępnienie dla ruchu turystycznego. 








kolejnym punktem jest zamek w Bobolicach, położony obok Mirowa. budowle łączy urokliwy szlak wiodący pośród wapiennych skał i lasu. przejście zajmuje ok 20 minut i naprawdę warto sobie taki krótki spacer zafundować. 








zamek w Bobolicach jest odrestaurowany i jest możliwe jego zwiedzanie. poniżej zamku znajduje się ciekawy ostaniec skalny zwany Bramą Laseckich. nazwa została nadana od obecnych właścicieli twierdz - w Mirowie i Bobolicach. 












po spacerze w Mirowie i Bobolicach postanawiamy, że czas do domu. ale skuszeni niedalekim położeniem jeszcze jednej atrakcji - ruszamy w kierunku Zawiercia, do miejscowości Morsko, gdzie ukryty w dolinie pośród wzgórz nieśmiało zerka Zamek Bąkowiec. twierdza jak i pozostałe wchodziła w skład Orlich Gniazd i datowana jest na XIV/XV w. po eksploracji okolicy idziemy na naleśniki z Nutellą do pobliskiej kawiarni, skąd ruszamy już w kierunku Zawiercia, Kielc i domu. 






cel na 2018 r. - przejść 160 km szlaku Orlich Gniazd i poznać resztę tych pięknych, cudownie ulokowanych budowli i ich okolicy.