wtorek, 22 maja 2018

roztoczańskie złoto



tegoroczna wiosna wybuchła feerią barw dosłownie z dnia na dzień. ale to co nas zachwyciło i uwiodło to złote pola rzepaku. poniżej krótka fotorelacja z wyprawy śladami rzepakowych pól.











sobota, 19 maja 2018

nałęczowskie wąwozy




o Nałęczowie można mówić wiele. małe miasteczko - wiele atrakcji i to o każdej porze roku. ale tym razem naszym głównym celem są wąwozy. a konkretnie Wąwóz Głowackiego




to nasze największe odkrycie w tym mieście tej wiosny. sam wąwóz składa się z głównej doliny o długości ok. 500 m i bocznych dolinek, które wcinają się w zbocza Bystrej. lessowe ściany o wysokości kilku metrów wiosenną porą utkane zawilcowymi dywanami wyglądają zachwycająco. 




wtorek, 15 maja 2018

i w górę, i w dół, i w górę... - Lizbona & Sintra - Portugalia cz. 3


jeśli marzy nam się duża dawka spacerów pod górę i w dół, a jednocześnie w miejskim klimacie - Lizbona i Sintra są do tego lokalizacjami idealnymi.

nasze zwiedzanie Lizbony rozpoczynamy od przelotu nad miastem, nawrotką nad oceanem i nalotem na pas startowy wzdłuż rzeki Tag. wrażenia potęguje zachodzące słońce i stadka migoczących światełek miejskiej aglomeracji.

mimo późnego wieczoru - w godzinę od wylądowania na portugalskiej ziemi - zostawiamy bagaże w mieszkaniu i pędzimy w miasto. nasze zwiedzanie rozpoczynamy od kupna zestawu degustacyjnego - pastel de nata i lampki wina. wszak Portugalia jest królestwem wszelakich słodyczy.








z racji tego, że nocleg mieliśmy niemal przy placu Rossio, eksplorację stolicy zaczynamy od dzielnicy Baixa.  zabudowa dzielnicy jest bardzo charakterystyczna i ujednolicona, a wszystko "dzięki" trzęsieniu ziemi w 1755 r. po tym jak większa część miasta uległa zniszczeniu, przy jego odbudowie zaczęto stosować innowacyjne rozwiązania (m.in. klatka pombalińska - drewniany szkielet budynków, ściany ogniowe zapobiegające rozprzestrzenianiu pożarów), które miały uchronić zabudowę przed kolejnym kataklizmem.



nasz zachwyt nad Lizboną zaprowadził nas w dzielnicę imprezową. nigdy dotąd nie spotkaliśmy się z tak jawną sprzedażą dragów jak w Lizbonie. co krok spotkać można było dealerów oferujących wszelkie rodzaje chemicznych rozweselaczy.



 


to, z czego słynie Lizbona to azulejos - przepiękne kafle, którymi ozdabiane są kamienice. nazwa pochodzi od koloru niebieskiego azul, ponieważ azulejos w zdecydowanej przewadze są biało-niebieskie. ale mnogość kolorów i wzorów sprawia, że niemal każda kamienica jest unikatowa. i nad każdą wraz z Myszorem popadamy w jawny zachwyt.








kolejny dzień zaczynamy od odhaczania najbardziej turystycznych miejsc portugalskiej stolicy - klasztoru Hieronimitów, Pomnika Odkrywców oraz Wieży Belem. zdecydowanie wędrówki turystycznym  śladem nie są naszymi ulubionymi ścieżkami. dla nas o wiele ciekawszym sposobem zwiedzania jest zapuszczanie się pomiędzy wąskie uliczki stolicy i obserwowanie portugalskiej codzienności znad filiżanki kawy zagryzanej pastel de nata lub innymi słodkościami, których w Portugalii nie brakuje.



połowa dnia minęła szybko i pora zabierać manatki i uciekać na stację Oriente, skąd mieliśmy wykupione bilety na pociąg do Algarve. (bilety można kupić na oficjalnej stronie portugalskich kolei - klik - my bilety mieliśmy wykupione ok. 3 tygodni przed wyjazdem, więc udało się załapać na 50% zniżki, koszt do Albufeiry - 12,5  uwzględniając zniżkę). ale wybierając się na stację Oriente warto mieć zapas czasowy... dla nas problemem na stacji kolejowej było znalezienie.... pociągów. z metra oznaczenia nie były najszczęśliwsze, więc zamiast na peron trafiliśmy do galerii.. uwzględniając tachanie bagaży i planowy odjazd pociągu za 5 minut - nie trzeba było kawy, żeby skutecznie podnieść sobie ciśnienie. ostatecznie w momencie, gdy wsiedliśmy do pociągu - ten ruszył nim zajęliśmy swoje miejsca. sama podróż zajęła ok. 3h. pociągi komfortowe, czyste, ciche. bardzo przestrzega się numeracji miejsc i tego, co na bilecie, więc jeśli ma się wykupioną miejscówkę - nie ma problemu ze znalezieniem swojego siedziska :)







jeśli już mówimy o transporcie lokalnym - w Lizbonie świetnie działa system metra i komunikacji autobusowej oraz tramwajowej (carris). dobrą i całkiem opłacalną opcją są bilety całodobowe w pakiecie full option - 10,40 . ten typ biletów obejmuje cały system komunikacji miejskiej w Lizbonie, uwzględniając takie atrakcje jak winda św. Justyny  (najsłynniejsza winda Lizbony, jako jedyna działająca w pionie, pozostałe 3 przypominają zwykłą kolejkę linową/tramwaj), pozostałe widny, tramwaje, komunikację podmiejską (jak przejazd pociągiem do Sintry). my zdecydowanie najwięcej wędrowaliśmy pieszo, ale mimo to dobowe przejazdówki zdały egzamin.

po naszych południowych wojażach, po prawie tygodniu wracamy do stolicy. mając w zanadrzu całe popołudnie do zagospodarowania, szukamy stacji Rossio-Restauradores, skąd odjeżdżają podmiejskie kolejki m.in. do Sintry.



Sintra to przeurocze miasteczko, pół godziny drogi od Lizbony. w stolicy raczyliśmy się upałem, tu - powiało chłodem. zaraz przy stacji kolejowej dopada nas pani od tuk-tuka z ofertą, że za 5  dowiezie nas na sam szczyt wzgórza, na którym ulokowane są zamki. chwila namysłu - jedziemy. zawsze się zastanawiałam skąd nazwa tych pojazdów, dopóki nasza pani kierowca nie zahamowała, a motorek wydał prześmieszny odgłos idealnie odzwierciedlający jego nazwę. po około 15 minutach jazdy, z bólem brzucha od śmiechu - wysiadamy na szczycie wzgórza. na pierwszy rzut - Pałac Pena. przepiękny, kolorowy, ulokowany w parku przypominającym ogród botaniczny. (wejście na teren parku bez zwiedzania wnętrz zamku - 7,5 ).













Pałac Pena pochodzi z epoki romantyzmu, a sama architektura nawiązuje do stylu mauretańskiego z charakterystycznymi motywami roślinnymi. sporo tutaj także akcentów portugalskich jak azulejos. zarówno pałac jak i jego otoczenie robią niesamowite wrażenie. kolorystyka, architektura - bajka.

na wzgórzu znajduje się jeszcze twierdza Maurów, ale my ten element pomijamy i łapiemy tuk-tuka do centrum, bo wśród drzew i chmur trochę nam tyłki przewiało.











z tuk-tuka desantujemy się w centrum miasteczka i pełźniemy do kolejnego pałacu. tym razem na tapet wjeżdża Quinta de Regaleira, rezydencja znana także pod nazwą Pałacu Milionera Monteiro. po spacerze na wzgórzu mamy wrażenie, że z jednej baśni przenosimy się do drugiej. tutaj klimat parku i jego alejki są nieco inne, taki bardziej  tajemniczy ten park, zwłaszcza, że sporo w nim grot, ukrytych przejść, alejek. (koszt ok. 6 ).

po wędrówkach zaczynamy szukać miejscówki do zjedzenia czegoś dobrego. jak zwykle dobre okazują się lokalne słodycze... :D


na wieczór ściągamy do stolicy. tu już nieco cieplej. mimo zmęczenia, szkoda czasu na sen - lecimy w miasto. wędrówki w okolicy Placu Rossio, po Alfamie. przypadkiem trafiamy na całkiem fajny punkt widokowy, skąd rozlega się panorama na Zamek św. Jerzego i Most 25 kwietnia. wędrując bez większego celu, a jednocześnie chłonąc klimat miasta trafiamy na Plac Comercio, skąd dalej przez bramę-łuk Arco da Rua Augusta i aleją o tej samej nazwie wracamy do domu.

ostatni dzień pobytu na portugalskiej ziemi zaczynamy od znalezienia przechowalni bagażu. przy stacji metra Rossio niestety wszystkie szafki zapchane, ale nieopodal jest parking podziemny, na którym zlokalizowane są skrytki bagażowe. bez bagażu od razu lżej i można dreptać w miasto.






 spacerując mijaliśmy kolejne uliczki, które zachwycały. trafialiśmy na kolejne place, placyki, punkty widokowe. 





w centrum miasta wartym odwiedzenia jest Jardim Botanico - ogród botaniczny, z palmami, lasem bambusowym, dracenami, monsterami. niby znajome rośliny, bo często w domach można takowe spotkać, ale tu jednak w wersji XXL i naturalnym środowisku. Myszor ma okazję wspinać się po kaktusach. a niektóre ich odmiany przypominają modne obecnie pufki, robione z wełny - ciekawe czy ktoś zaryzykowałby na takiej, tutejszej, pufie usiąść... :D  wejście do ogrodu to koszt bodajże 3 .

jednym z kolejnych charakterystycznych elementów panoramy Lizbony jest Most 25 kwietnia. nazwa mostu upamiętnia Rewolucję goździków -  wojskowy zamach stanu, który miał miejsce w 1974 r. nam udaje się trafić w to święto narodowe, a o wyjątkowości tego dnia stanowią noszone przez Portuglaczyków czerwone goździki. sam most często porównywany jest do amerykańskiego Golden Gate


i tak po mału kończy się nasza przygoda z Portugalią. pochłaniamy ostatni obiad i ostatnie ciasteczka, odbieramy graty z przechowalni, pakujemy dupska w metro i kierunek Aeroporto. tu warto wspomnieć, że tanie linie odlatują z terminala nr 2, na który co chwilę odjeżdżają shuttle busy. z samolotu ostatni raz rzucamy okiem na panoramę lizbońskich wzgórz i fruuuu lecimy do domu...


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

informacje praktyczne

ceny - nieco drożej niż w Polsce, ale nie ma drastycznych różnic. my nie funkcjonujemy z przelicznikami w głowach, więc ciężko tak ocenić, ale ogólnie mimo opinii drogiej - Portugalia nie wiele droższa od Polski. 

transport - tak jak wspominaliśmy. bilety kolejowe lepiej kupować wcześniej, bo ceny są korzystniejsze. w Lizbonie chcąc przemieścić się sprawnie najlepiej korzystać z metra. tramwaje, zwłaszcza w starej części i te zabytkowe często tkwią w korkach razem z samochodami, ponieważ tory są wtopione w ulice. my auto mieliśmy dopiero w Algarve, bo baliśmy się niejasnych opłat za autostrady, które są później ściągane z depozytu i w sumie dobrze, bo Lizbona do jazdy jest fatalna - zwłaszcza pod względem parkowania w ciasnych uliczkach oraz ogólnego tłoku na wąskich drogach. 

jedzenie - słodyczowy raj. co krok spotkać można pastelarie - cukiernie z ogromnym wyborem słodkości. i to przesłodkich słodkości. :D oprócz tego mnóstwo przystawek w formie krokiecików z przeróżnymi nadzieniami, owoce morza i wino. dla Portugalczyków najbardziej obfitym posiłkiem jest kolacja i zwłaszcza w stolicy widać było, że mieszkańcy lubią ją celebrować wspólnie ze znajomymi w okolicznych knajpkach.