środa, 18 stycznia 2017

zimowe bajki


jakkolwiek dziwnie to brzmi - kocham zimę. taką bajkową, oszronioną, ośnieżoną. taką jaką aktualnie podziwiam za oknem. ale czasem taka zima to luksus i coś o czym się marzy.


był sobie taki jeden weekend, w zgniłoszarej zimie 2015 r., po intensywnych tygodniach w pracy, kiedy matka natura postanowiła sprawić mi prezent. takie prezenty są dla mnie najlepsze i najbardziej wartościowe. ;)



piątek, 30 stycznia 2015

urlop urlop urlop, wolne wolne wolne..

po zmęczeniu z 2 intensywnych tygodni i zjedzonych nerwach jakiś odpoczynek nam się należy (nam, bo Myszorek dzielnie pomagał  w pracy sprawdzając dokumenty z perspektywy pracowego drzewka). tak więc piątek, weekend - zabieram żabę na wycieczkę. wszak tydzień biedna stała na parkingu nieużywana... -> Frysztak. odwołałam niemiecki, żeby nie jechać już całkiem po nocy i ruszam. P. z kolacją czekał i w końcu posiliłam się normalnym, zdrowym jedzeniem.

P.: do Brzozowa, kiedy? w niedzielę?
ja: ano,
P: a jutro? może gdzieś byśmy pojechali?
ja: możemy, ale gdzie?
P: hmm Iwonicz, Rymanów, gdzieś indziej?
ja: może Krynica?
P: ooo, no może być.

ja /do siebie w myślach/: a marzyła mi się taka piękna zima w górach, a tu taka zgnilizna za oknem..

sobota, 31 stycznia 2015

poraziła mnie biel z rana. moja żaba zakamuflowała się pod śniegiem i zlała z otoczeniem. plan wyjazdu nadal aktualny, więc zapakowaliśmy się we czwórkę /tak tak, z Myszorkiem i Getrem/ do auta i w drogę. uparłam się, żeby żabą jechać, bo łatwiej ją z zaspy wypchnąć a poza tym jakoś w zimowych warunkach mało jeżdżę, a wypada się szkolić. ok. 12.30 dojechaliśmy do Krynicy, zima bajkowa, taka jak sobie wymarzyłam /tak, tak, marzenia czasem się spełniają/
;)

na pierwszy rzut wycieczka na Jaworzynę. przy tych wszystkich wielkich autach na parkingu, żaba wyglądała śmiesznie. zapakowaliśmy się w gondolę i na górę. widoczki piękne, zima cudna. pospacerowaliśmy, nacieszyłam umysł ośnieżonymi widokami i zjechaliśmy na dół. potem udaliśmy się do centrum. spacer przez deptak, podziwianie zimy i klimatu uzdrowiska. potem kolejką na Górę Parkową, pochodziliśmy, znów podziwianie widoków. później spacerek na dół, dobrze, że P. miał mniej śliskie buty ode mnie, to przynajmniej robił za asekurację. pochodziliśmy jeszcze po centrum, spotkaliśmy pana, który na dziwnym instrumencie przygrywał melodię z "Przystanku Alaska", nabyłam czapę i czas na powrót.

na wieczór dotarliśmy do domu.















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz