poniedziałek, 30 stycznia 2017

kamienno-szklane twierdze.

23/10/2016


Luksemburg mimo swojej miniaturowości liczy sobie ok. 60 zamków. my niedzielę spędziliśmy podziwiając 3 z ciekawszych, każdy inny i każdy nietypowy.


najpierw mijaliśmy La Rochette, niewielka twierdza na wzgórzu pośród lasów, ale tu się nie zatrzymywaliśmy. 
natomiast pierwszy postój zrobiliśmy we Vianden. przepiękne miasteczko w dolinie rzeki Our. na wzgórzu majestatycznie stoi sobie zamczysko. zamek powstał ok. XI w. i z uwagi na liczne przebudowy cechuje go styl zarówno romański, jak i gotycki czy renesansowy. zanim podjechaliśmy pod zamek - skorzystaliśmy z drugiej atrakcji - wyciągu krzesełkowego na wzgórze. panorama miasteczka przepiękna. ulokowane w dolinie pośród górek mieniących się barwami jesieni. wąskie uliczki, piękne domki i kamieniczki. potem chwila na bliższe przyjrzenie się zamkowi i dalej w drogę.






kolejnym zamkiem, który odwiedziliśmy był Bourscheid. ten ulokowany również na wzgórzu, ale pośród lasów. przejeżdżając przez miejscowość ciężko przewidzieć, że zjeżdżając niżej czai się taka atrakcja :) 






kolejny i ostatni już zameczek to położony na 2 wzgórzach w Esch-sur-Sure - jak sama nazwa wskazuje - nad rzeką Sure, na północy kraju. z uwagi na to, że rzeka meandruje będąc na wzgórzu zamkowym ma się wrażenie, że stoi on na wyspie. dojazd do miasteczka poprzez tunele. samo miasteczko z ciasną zabudową i sprytnym wykorzystaniem przestrzeni. w niedzielę ciężko o otwarty sklep, a że Koleżanka miała ochotę zapalić - znaleźliśmy przy recepcji hotelu 'fajkomat' - automat z papierosami ;) zmyślny wynalazek... 








potem lokalnymi dróżkami dojechaliśmy w okolicę Luksa i do domu. 



24/10/2016


deszczowy poranek, ale nam deszcz straszny nie jest. wyszłyśmy z domu na przystanek i linią 130 za 2E (bilet ważny 2h) podjechałyśmy z Roodt do Luksa. wysiadka na Kirchbergu. czułam potrzebę ekspolarcji szklanej dzielnicy europejskich nowoczesnych twierdz. oblazłyśmy dookoła odwiedzając Europejski Bank Inwestycyjny, Komisję Europejską, Europejski Trybunał Obrachunkowy i najbardziej okazały i rozłożysty budynek - Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. 








ciekawy architektonicznie jest też kompleks sportowo-kongresowy oraz muzeum sztuki nowoczesnej i filharmonia. wszędzie można spotkać panów w idealnie skrojonych garniturach, białych koszulach, krawatach i z kołkiem w dupie... mam wrażenie, że ta dzielnica jest taka sztywna, analityczna. ale jednocześnie ciągnie mnie w takie ultranowoczesne miejsca. sam Kirchberg położony jest przy alei Kennedyego - no bo jakżeby inaczej. ciekawym pomysłem są tabliczki z nazwami ulic - oprócz nazwy, że jest to Rue... coś tam, dopisane kim była osoba (np. ul. Roosvelta, prezydenta USA + lata w jakich żył). 




z Kirchbergu podreptałyśmy na Place d'Armes przy ratuszu. nabylam w kiosku kilka pamiątek /oczywiście kubek z rysunkami Luksa/, na chwilę zasiadłyśmy w Mc Donald's, gdzie podtrzymując tradycję - zżarłam jednakowego wszędzie cheesburgera. potem w strugach deszczu poszłyśmy na przystanek, z którego odjeżdżało 130 do Roodt. 


popołudnie spędziłyśmy jeszcze z naszymi Gospodarzami, a potem w auto i kierunek Chareloi. przed lotniskiem jest duży namiot - nie wiemy na ile ze względu na jakiś remont a na ile środki bezpieczeństwa. w środku wojskowi, wyrywkowo sprawdzają podróżnych. zważyłyśmy nasz garb - 20 kg z czego spora część to piwo ;) limit miałyśmy 23, więc idealnie. 


lot w większości z włączoną sygnalizacją zapiętych pasów, z uwagi na turbulencje. lądowanie w Wawie o czasie. autobus do LU miałyśmy dopiero o 3 w nocy, więc te kilka godzin od 23 do 2 przekoczowałyśmy na Okęciu. potem podwózka na Zachodni i o 6 rano zameldowałyśmy się na lubelskim Podzamczu. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz