poniedziałek, 14 sierpnia 2017

polowanie na wampiry cz. 1 - Bukareszt

niedziela 

właściwie nie wiemy z Myszorkiem jak tym razem zacząć. no, bo, że znów ruszamy w kierunku Warszawy i Okęcia - to już nudne ;) więc może po prostu - po krótkim locie - witamy ziemię rumuńską. a Rumunia wita nas 40-stopniowym upałem. 

z lotniska już we 3 - bo czekała na nas moja Znajoma jedziemy do centrum zainstalować się w naszym domku na 3 najbliższe dni. mieszkanie mamy w samym centrum, blisko starej części miasta, mała kawalerka w sam raz na potrzeby jednego człowieka i myszy ;) wyposażona w cały niezbędnik, a tym razem niezbędna okazała się pralka. rozpakowując rzeczy odkryliśmy, że krem do opalania postanowił się nieco uzewnętrznić i podzielić swym wnętrzem z ubraniami, kosmetyczkami, plecakiem...

ale nic to. lecimy w miasto, wszak trzeba zasmakować Rumunii. na pierwszy rzut knajpka Lacrimi și Sfinți - jedna z lepszych lokalnych miejscówek. elegancka z grajkami, którzy w nieco narzucający się sposób oferują utwory dedykowane, ale za to jedzenie mają pyycha. na kolację zamówiliśmy z Myszorem saramule i mamałygę. mamałyga to kasza kukrydziana podawana tu na wiele sposobów i praktycznie do wszystkiego. sarmale najprościej przyrównać do naszych polskich gołąbków, nieco mniejszych, bardziej mięsnych i zawijanych - w zależności od widzi-mi-się kucharza - w kiszone liście kapusty lub liście winogron. nam przypadła kapusta, więc w smaku danie przypominało skrzyżowanie gołąbka z bigosem. w kolacji towarzyszyła nam Przyjaciółka Znajomej oraz jej Znajomi - para z Niemiec. nie obyło się bez politykowania - ponieważ w Niemczech sprawa polskiej polityki jest tematem nr 1 w mediach, oczywiście przekrzywiając obraz jak to polskie władze dążą do rozwalenia UE, my jednak pozostańmy neutralni politycznie i dajmy rządowi rządzić krajem, a my rządźmy własnym życiem - na to mamy większy wpływ .;) 







pierwsze wrażenie nt. Bukaresztu - zapomniana perła Europy, z uwagi na bardzo zróżnicowaną architekturę, bo i socrealistyczną, i XIX wieczną, i współczesną - Bukareszt nazywany był Małym Paryżem. całkiem duży wkład wniosły też wizje Nicolae Ceaușescu, dzieki którym współczesny Bukareszt ma taki charakter. 


po kolacji czas na krótki spacer po starówce w nocnym wydaniu i wędrówka do domu. 



poniedziałek


pobudka bladym świtem, śniadanie i w drogę. zaczynamy odkrywanie miasta zataczając coraz większe kręgi wokół okolicy, w której mieszkamy. najpierw kierujemy się w okolicę Pałacu Parlamentu. wizja Ceaușescu. miał to być budynek na pokaz, o charaterze reprezentacyjnym. na ten szalony pomysł wpadł w czasie wizyty w Pjongjangu w Korei Półncnej. 

miejsce, na którym znajduje się Pałac powstało na skutek silnego trzęsienia ziemi.l zamiast odbudowywać zrujnowane budynki, Ceaușescu nakazał ludzi przesiedlić, a obszar przygotować pod budowę budynku. 

obecnie budynek jest największym - po Pentagonie, budynkiem na świecie pod względem kubatury i liczby pomieszczeń (ok. 2000), a jednocześnie niebędącym drapaczem chmur. Ceaușescu nadzorował osobiście budowę, a koncepcje zmieniały mu się co rusz co do stylu urządzenia wnętrz. część z pomieszczeń do dzisiaj nie jest wykończona. wszystkie materiały wykorzystane do budowy pochodzą z obszaru Rumunii. zarówno elementy stali, kamienia jak i rzadkie różowe marmury, czy kryształy użyte do produkcji okazałych żyrandoli. jedynym wyjątkiem, na który wizjoner zezwolił było wykorzstanie hebanowego drewna, które otrzymał w prezencie, do dekoracji drzwi czy niektórych pomieszczeń. 

najpierw podziwialiśmy okazałość budynku z zewnątrz. potem spacer w kierunku parku Izvor, który jest niejako przedłużeniem otoczenia Pałacu. park nazwałabym hibiskusowym królestwem, ponieważ w przeważającej większości roślinność stanowią krzaczki hibiskusa. potem stopniowo oddalając się od się od samego Pałacu a idąc wzdłuż murów otwaczających obszar budynku - podziwiamy kolejne monumentalne budowle - rumuńskiego odpowiednika MON, czy akademii. 











mając całkiem spory zapas czasowy - wędrujemy do centrum na Bulevardul Unirii. monumentalne fontanny robią wrażenie, ale zdecydowanie cenimy ich inną funkcję. lekko chłodzą i orzeżwiają centrum miasta, w którym w południe temperatura sięga 40 stopni. i tak dreptając pomiędzy stołecznymi ulicami/alejami/uliczkami wracamy pod północną bramę Pałacu, gdzie schodzimy się ze Znajomą i pędzimy na 13 zwiedzać budynek. 











zwiedzanie trwa ok. 2 godzin, kosztuje 30 lei i obejmuje zaledwie 5% całej dostępnej powierzchni. zwiedza się pomieszczenia reprezentacyjne, sale posiedzeń i spotkań, sale balowe. ostatni etap zwiedzania to wizyta na tarasie. marzeniem Ceaușescu było wychodzić na taras i machać do ludu. niestety nie dożył tego czasu, a pierwszą osobą, która spełniła jego wizję był Michael Jackson, kiedy to miał koncert na tarasie pałacu (zresztą jest to popularna 'estrada' Bukaresztu i wielu artystów miało okazję robić swoje tu show). 


po zwiedzaniu powrót do parku Izvor na małą przekąskę, którą przyniosła Znajoma. chiftele - małe kotleciki - mogą być pieczone lub smażone, z dużą ilością tartych warzyw wymieszanych z mięsem. 
z parku powędrowałyśmy okolicą Dymbowicy i jej kanałów do sklepu, zakupiłyśmy obiad na wynos i podreptałyśmy do parku Cismigiu. najstarszy bukareski park, ze sztucznym jeziorkiem, przepięknie zagospodarowany, ze starym drzewostanem. bajka. po jednym z mniejszych jeziorek pływały czarne łabędzie i inne egzotyczne ptactwo. 












z parku Cismigiu ruszamy do kolejnego parku (tak tak, miasto ma ich wiele i każdy w swoim rodzaju) - park Herăstrău. jest to największy park. ostoja zieleni, szerokich alejek, z ogromnym jeziorem. niestety nie udało nam się zdążyć do skansenu, ale zamiast tego, za 5 lei wykupiliśmy rejst tramwajem wodnym po jeziorze. przyjemnie orzeżwiający 20-minutowy kurs. ze środka tafli jeziora widać budynek Domu Wolnych Mediów. czy media są w Rumunii takie wolne to nie wiemy, ale na pewno budynek nam się kojarzy z symbolem polskiej stolicy - Pałacem Kultury i Nauki. nie jest tak wysoki, ale sam styl architektoniczny i kształt budynku - identyczny. po rejsie, spacerze i ploteczkach, Znjaoma pędzi na tramwaj w swoją stronę, a my przemierzając park pędzimy do stacji metra, skąd mamy bezpośrednią linię do centrum i naszego lokum. 











cdn.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz