14 kwietnia 2015
jesteśmy w drodze z Brna do Pragi. czeska kolej w gruncie rzeczy nie wiele różni się od polskiej, z tą różnicą, że wydaje się być bardziej punktualną. pan konduktor w stylu nieco hippisowskim, bardzo elegancko ubrany w mundur, suchy, wysoki i z długimi siwymi włosami. poinformował nas o możliwym opóźnieniu ok. 15 min. /do czego koniec końcem nie doszło, bo ciapong dojechał na czas/.
widoki za oknem nieco bardziej zróżnicowane, wioski, miasteczka. Czechy nie są jakoś szczególnie zadbane, budynki w stylu komunistycznym, bloki z wielkiej płyty. w odróżnieniu od podróży autobusem mijamy więcej pagórków i łatwiej chłonąć czeski krajobraz niż z perspektywy podróży betonową autostradą.
jak już wspomniałam o kolei, to wydaje mi się jednym z główniejszych środków transportu, stacje w dużej mierze w pełni działające i z zazwyczaj kilkoma peronami (nie licząc wiosek).
Czesi - cóż.. naród jak naród. stwierdzam, że nie widziałam tu ani jednego potencjalnego kandydata na męża... co w moim rozumieniu oznacza, że są naprawdę przeciętnym, żeby nie powiedzieć nijakim urodowo narodem. Czeszki - jakiś ładnych to też nie widziałam, myślę, że najładniejszą Czeszką jaką kojarzę to 'nasza polska' Halinka Mlynkova. ani nie są jakoś zadbane, ani mimo wszelkich dostępnych sieciówek - eleganckie. takie bez wyrazu.
jak tak sobie obserwuję transport to i muszę przyznać, że bardzo inwestują we własną markę. przesadzę jeśli powiem, że 1/2 to Skody, ale już 1/3 aut jeżdżących po drogach to ta właśnie marka. na jednym parkingu na 25 aut 12 było właśnie tej marki, ale generalnie ok 35% aut to Szkodniki.
po powrocie do Pragi powędrowaliśmy w kierunku starówki. podsumowaliśmy budżet, uznaliśmy, że co prawda to nie czarna godzina, ale eurosy zabrane przez Ewe się przydadzą, a w związku z tym i
'zmieniarnia' /mówiąc spolszczonym czeskim. z kantoru poszliśmy po jakieś suweniry, konkretnie kubki ;)
trochę nam te nasze garby ciążyły, bo i od 11 do 15 po Brnie wielbłądziliśmy no i od 18-22 trzeba było się po Pradze włóczyć. i tak sobie chodziliśmy różnymi uliczkami, delektując się czeskim spokojem i brakiem pośpiechu.
Czesi jak zaobserwowaliśmy nigdzie nie pędzą, są dość opanowani, cierpliwi. w metrze nikt nie pędzi, czeka aż inni wyjdą i dopiero wsiada, nikt się nie pcha.
zachód słońca nad Wełtawą i z widokiem na Hradczany piękny. staliśmy dłuższą chwilę na jednym z mostów próbując uwiecznić w kadrach ten magiczny moment. szkoda, że zdjęcia ani w połowie nie oddają tego, co się samemu zakoduje i zobaczy.
i takim niespiesznym tempem doleźliśmy do centrum handlowego Nowy Smichov, gdzie w Tesco nabyliśmy jeszcze kilka rzeczy i w sam raz zeszłyśmy się ze Znajomą pod jej mieszkaniem.
15 kwietnia 2015
a dziś, właśnie siedzę w Polskim Busie. mam nadzieję, że dziś dojadę do Wawy w normalnych barwach, a nie marsjańskich. aktualnie jesteśmy gdzieś w połowie drogi między Kudową a Wrockiem. marzy mi się jakaś pizzerinka albo coś podobnego. Myszorek też coś by zjadł...
z ciekawostek kulinarnych - obowiązkowo zaliczyliśmy wizytę w Mc Donaald's. cheesburgery jak wszędzie, ale Mc Flurry z jednym wyjątkiem - posypką ze Studenstkiej - mniam :D
zatem ostatnia prosta przed nami, właściwie w trakcie. w Łodzi zeżarliśmy po kanapce na ciepło po czym popędziliśmy do naszego busa (hmmm czy to, że byłam na dworcu PKS i PKP w Łodzi daje mi prawo mówienia, że byłam w tym mieście, a tym samym wbicia szpilki w mapę na tablicy korkowej?! ;) w Wawie wycieczka metrem z Młocin na Wilanowską, zapiekankowa kolacja i właśnie jedziemy do LU. po północy mam zamiar zatopić się w swoim łóżku i spróbować nie zapomnieć, że mam nastawić budzik na jutro na standardową 6.15...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz