sobota, 24 lutego 2018

od Krynicy do... Krynicy, czyli tydzień życia w plecaku

dla jednych pakowanie to dramat, dla innych radość. my z Myszorem należymy do tej drugiej kategorii osób. zdecydowanie bywanie w mieszkaniu w celu przepakowania rzeczy jest czasem, który bardzo lubimy. Znajomi śmieją się, że wyspecjalizowałam się w ekspresowym pakowaniu i potrafię na tygodniowy wyjazd spakować się w 5 minut i nic mnie później nie zaskoczy. 


zatem tym razem, na pierwszy rzut - w plecaku ląduje trochę ciepłych ubrań, trochę biznesowych rzeczy i ruszamy w górki popracować. kierunek Krynica Zdrój. wyjazd z gatunku służbowych, zatem nie ma czasu na odpoczynek. ale i taki wyjazd jest przyjemny, gdy o poranku podziwia się takie widoki z hotelowego pokoju...





a wieczorem łapie się uzdrowiskowy klimat.










kilka dni mija pracowicie i szybko, wracamy przepakować się, wymienić rzeczy biznesowe na casualowe, samochód służbowy na własny i w drogę. po 14 latach i 600 km witamy Trójmiasto. 

o tym magicznym trójpaku opowiemy w kolejnym wpisie, a tymczasem wyprzedzamy rzeczywistość i jako zwieńczenie tygodnia życia w plecaku i spięcia południa z północą - wracamy w krynickie klimaty. ale nie, nie w góry. do Krynicy Morskiej - malutkiej mieścinki położonej na Mierzei Wiślanej, pomiędzy Zalewem Wiślanym, a Bałtykiem. pośród lasów i z dala od turystów. podobno nic tu nie ma. ale czasem fajnie pojechać po nic. zobaczyć to nic. a nic to spacer piękną plażą, czerwona latarnia morska, zamarznięty Zalew Wiślany, cisza, szum fal i śmiech mew. czego więcej trzeba do szczęścia? ;)
















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz